czwartek, 21 marca 2013

WSZYSTKO, CZEGO CHCIELIBYŚCIE SIĘ DOWIEDZIEĆ O UŻYCIU PRZECINKÓW, ALE BOICIE SIĘ ZAPYTAĆ…



...w obawie, że uzyskacie nudną i trudną do zapamiętania odpowiedź ;-)

Stosowanie przecinków to dla wielu Polaków problem. Niby mamy słowniki zawierające opis polskiej interpunkcji (choćby w wersji on-line, tak jak ten: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734  ), ale po pierwsze instrukcje takie mogą wydawać się długie i skomplikowane, a po drugie mało komu zapadają w pamięć. Problemem może być ilość terminologii językoznawczej (wyrażenia typu zdanie podrzędne, grupa orzeczenia, równoważnik zdania itp.) oraz przeładowanie informacjami. W efekcie niewiele w głowie zostaje nawet tym, którzy mężnie przebrną przez słownikowy poradnik interpunkcyjny. Jednocześnie poprawna interpunkcja wydaje się rzeczą ważną – nie tylko dla uczniów, ale też dla potrzeb biznesowych czy własnej satysfakcji. Osoba sprawnie posługująca się słowem pisanym wydaje się bardziej kompetentna; można zaryzykować stwierdzenie, że poprawny zapis jest kwestią prestiżu. 
No OK, dobre chęci to jedno, a praktyka drugie. Jak zrozumieć i zapamiętać najważniejsze zasady rządzące stawianiem przecinków? Poniżej wybrałam dla Was najbardziej potrzebne punkty regulaminu. Starałam się opisać je w sposób przystępny i zilustrować przykładami.
Najważniejsza uwaga wstępna jest następująca: przecinki w języku polskim mają funkcję składniową. Oznacza to, że jeśli będziemy myśleć o zdaniu jako o układance z klocków, w której jednym klockiem jest np. orzeczenie (czasownik), drugim podmiot (osoba lub rzecz „robiąca coś” w zdaniu), innym dopełnienie (rzecz, za pomocą której podmiot coś robi), to przecinek możemy stawiać tyko w miejscach stykania się klocków, a nie np. w połowie klocka. Użycie przecinka jest podporządkowane budowie zdania, a nie jest dyktowane (jak wydaje się niektórym) potrzebą „wzięcia oddechu” podczas czytania zdania na głos. Innymi słowy nie tam stawiamy przecinek, gdzie chcemy zrobić pauzę, ale tam, gdzie stykają się klocki – chociaż często pauzę można zrobić właśnie na zetknięciu się klocków i wtedy będzie się ona pokrywać z przecinkiem. 

1. PRZECINEK DZIAŁA JAK NOŻYCZKI

Przecinka używamy, żeby wydzielić wtrącenie – dodatkową cześć zdania, która nie jest niezbędna do zrozumienia jego treści, ale została przez nas dodana, np. żeby uzupełnić informację. Zobaczmy, jak to działa:
Było to, jeśli się nie mylę, przed miesiącem.
W powyższym zdaniu część jeśli się nie mylę mogłaby być z powodzeniem wycięta, a pozostałe słowa utworzyłyby sensowne i poprawne gramatycznie zdanie (Było to przed miesiącem).  Przecinek działa więc jak nożyczki w takim sensie, że zaznacza, w jakich miejscach można dokonać „wycięcia” części zdania. Graficznie można pokazać to tak:
Było to, jeśli się nie mylę, przed miesiącem.
UWAGA: Trzeba pamiętać, że przecinek musi znaleźć się PO OBU STRONACH wycinanej części. Jeśli zostawimy tylko jeden przecinek, to będzie tak, jakbyśmy dokonali cięcia tylko w jednym miejscu i podzielili zdanie na dwa. W przypadku wtrącenia wyjdzie nam bzdurne zdanie, np. Było to, jeśli się nie mylę przed miesiącem. Ani samo było to, ani jeśli się nie mylę przed miesiącem, nie ma sensu gramatycznie. Przecinek musi zaznaczać, gdzie wtrącenie się zaczyna, a gdzie kończy. 

2.   PRZECINEK ODDZIELA SZLACHCICA OD PLEBEJUSZA

Przecinek stawiamy, by oddzielić zdanie NADrzedne od zdania PODrzędnego. Co to znaczy w ludzkim języku?
Mówiąc czy tez pisząc bardzo często (jeśli nie zazwyczaj) budujemy długie zdania złożone. Jeśli przyjrzymy się strukturze takiego długiego zdania, znajdziemy tam klocek główny (zdanie nadrzędne), który mógłby stać sobie sam, gdybyśmy nożyczkami odcięli wszystkie dodatkowe klocuszki – zdania. Zobaczmy na przykładzie:
Słowacki w okresie mistycznym mawiał, że pisze tylko to, co mu aniołowie dyktują.
Powyższe zdanie składa się z 3 mini-zdań : jedno jest nadrzędne i dwa podrzędne. Popatrzmy na wykres:





Klocki ułożone są hierarchicznie, żeby pokazać, które zdanie jest podrzędne względem którego. Przecinki znajdują się w miejscu styku klocków, oddzielając granice poszczególnych zdań.
Istnieje wiele typów zdań podrzędnych (np. dopełnieniowe czy przydawkowe), jednak nie musimy umieć ich rozróżniać, by postawić przecinek we właściwym miejscu – wystarczy wiedzieć, co jest zdaniem głównym – składniowym „szlachcicem”, a co zdaniem podrzędnym – syntaktycznym „plebejuszem”.
MIT: Przecinek należy podstawić zawsze przed że, który, a nie stawiamy go przed i.
Mniej – więcej taką regułę wbija się do głowy uczniom w szkole. Jest w niej dużo prawdy; zdania podrzędne często zaczynają się od że czy który; inne popularne spójniki to np. bo, chociaż, dlatego, dopóki, gdy, jak, kiedy, skąd. Fakt stawiania przed nimi przecinków nie wynika jednak z tego, że to przed tymi spójnikami mamy stawiać przecinek, ale z tego, że czasami znajdują się one na styku klocków. Z kolei spójnik i stawiamy zazwyczaj na granicy zdań współrzędnych (o tym więcej w punkcie  4). Można łatwo wyobrazić sobie jednak sytuację, w której i stać będzie na granicy klocków ułożonych hierarchicznie lub przed i pojawi się wtrącenie. Spójrzmy na przykładowe zdanie i wykres:
Numer, pod który ma zostać wysłane powiadomienie, i czas powiadomienia należy zaprogramować przed włączeniem funkcji powiadomienia.

W takim wypadku przed i musimy postawić przecinek, gdyż tam styka się "szlachcic" z "plebejuszem".

3.   PRZECINEK ODDZIELA DWÓCH SZLACHCICÓW

W konstrukcji zdania złożonego można napotkać nie tylko na złożenia hierarchiczne (których wykresy wyglądają podobnie do prezentowanych powyżej), ale także na złożenia równych sobie – spotkania dwóch lub większej ilości szlachciców. Zasadą interpunkcyjną w tym wypadku jest oddzielanie szlachty od siebie, ponieważ jak każda szlachta, tak i zdania współrzędnie złożone cenią sobie swoją przestrzeń osobistą. Popatrzmy na przykłady:
Szybowiec ruszył, nabrał pędu, gładko oddzielił się od ziemi, stromo wspiął się wzwyż.
Ja mówię to, a on co innego.
Już mieli zaczynać, lecz ktoś im przeszkodził.
Zapytał niegrzecznie, więc odpowiedziałem mu oschle.
Wyjeżdżam do Japonii, czyli Kraju Kwitnącej Wiśni.
UWAGA: Wyjątkiem od powyższej reguły jest sytuacja, w której zdania współrzędnie złożone połączone są spójnikami: i, oraz, zarazem, tudzież, lub, albo, bądź, czy, ani, ni. Spójrzmy na przykłady (te wydaja się na tyle często spotykane, że wręcz intuicyjne):
Przyjechał samochodem i zaparkował pod domem.
Idziesz czy zostajesz?
Jeść nie chciał ani dobrego humoru nie miał. 

4. PRZECINEK NIE ROZCINA KLOCKÓW NA PÓŁ
 

Powiedziałam już trochę o tym, gdzie należy stawiać przecinki. Myślę, że równie ważna jest wiedza, gdzie przecinków NIE STAWIAMY. Zasada jest prosta: nie rozcinamy nożyczkami klocków na pół. Oto przykłady:

A.     Nie rozdziela się dwóch sąsiadujących spójników. Ta reguła jest nagminnie naginana; zastanówcie się, kiedy ostatnio widzieliście przecinek oddzielający spójniki w następujących kombinacjach:


chyba że, chyba żeby, dlatego że, ile że, jako że, mimo że, mimo iż, pomimo że, pomimo iż, tak jak, tylko że, tym bardziej że, w miarę jak, w razie gdyby, zwłaszcza gdy, zwłaszcza kiedy, zwłaszcza jeżeli, zwłaszcza że.

Uzasadnienie braku przecinka w tym miejscu jest banalne i łatwe do zapamiętania. Spójrzmy na przykładowe zdanie z wykresem:
Nie chciał się położyć, mimo że był śpiący.




Pamiętając, że przecinki stawiamy na granicach nierównorzędnych klocków, bez trudu wyciągniemy z wykresu następujący wniosek: przecinka nie można postawić przed że, ponieważ że nie znajduje się na granicy klocka.

B.       Pamiętajmy też, że nie można rozdzielać przecinkiem podmiotu i orzeczenia w pojedynczym zdaniu (jeśli nie oddzielamy nim wtrącenia).

Nie ma prawa bytu następujący zapis: *Mama, chciała iść do sklepu. Takie zdanie może być zinterpretowane jako bezpośredni zwrot do mamy z jakiegoś powodu „niedorobiony” gramatycznie, szczególnie że wołacz w języku polskim coraz bardziej zanika i forma „mama” jest często używana zamiast „mamo”: Mamo, (ona) chciała iść do sklepu. Czasami trafiam na takie potworki interpunkcyjne w korespondencji.

Podsumowując, chciałabym zaznaczyć, że podane przeze mnie reguły nie wyczerpują tematu, ale są jednocześnie najbardziej podstawowymi zasadami stawiania przecinków. Kierując się nimi można rozwiać wiele wątpliwości, a po bardziej szczegółowe rady i ćwiczenia odsyłam Was na następujące strony:
http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734 słownik PWN on-line
http://www.przecinki.pl serwis, w którym można sprawdzić swoje przecinki (uprzedzam, że trzeba i tak poświęcić czas na weryfikację podpowiedzi).
Blogonotka została opracowana przy pomocy głowy oraz  książki Polszczyzna na co dzień pod red. Mirosława Bańko (PWN, 2010).


środa, 13 marca 2013

KRÓL JEST NAGI – CZYLI SŁÓW KILKA O TYM, CZY MOŻNA BEZGRANICZNIE UFAĆ ŹRÓDŁOM PISANYM



Często spotykam się, szczególnie wśród uczniów, z bezkrytycznym podejściem do źródeł pisanych (w przypadku języka obcego często pada stwierdzenie „ale w słowniku było takie słowo”). Z jednej strony, intuicyjnie, wydaje się to uzasadnione – to w książkach szukamy wiedzy, a zaglądając do podręcznika czy monografii zakładamy, że autor – zajmujący się  tematem dłużej niż my –lepiej zna się na rzeczy. Uznajemy, że skoro ktoś daną książkę wydał, to musiała być ona sprawdzona np. przez recenzenta, zatem treść jest godna zaufania. Słowo pisane, a następnie wydrukowane i wydane przybiera aureolę nieomylności, budząc zaufanie wśród czytelników. To trochę jak z żywnością – gdy kupujemy w sklepie jedzenie, zakładamy, że spełnia ono normy bezpieczeństwa, skoro zostało dopuszczone do obiegu. Mimo tego od czasu do czasu w mediach przetaczają się afery żywnościowe – a to sól przemysłowa sprzedawana jako spożywcza, a to mięso wołowe z koniny.
Czy podobnie jest w świecie nauki?
Nie.
Czy dlatego, że publikacje zawsze są wartościowe i nie ma „materiału” na aferę?
Nie.
W takim razie dlaczego?
Ano dlatego, że nauka nie jest tak nośnym tematem i osób zainteresowanych nią jest mniej niż konsumentów tatara czy soli.
Skandale radzące się w świecie naukowym często w świecie naukowym pozostają, nie wychodząc poza krąg zainteresowanych. Myślę, że jest to naturalne, a  dla aktywnego naukowo autora kompromitacja w środowisku naukowym jest równie gorzka, jak dla uznanego producenta żywności afera z mediach. Skala zainteresowania w obu przypadkach jest inna, ale konsekwencje i przyczyny mogą być całkiem podobne. Jeśli chodzi o konsekwencje, nietrudno je sobie wyobrazić – wykluczenie, utrata wiarygodności i dobrego imienia, spadek sprzedaży/ilości cytowań. Co natomiast otwiera nam oczy na to, że król jest nagi i publikacja naukowa nie jest warta nawet czasu poświęconego na jej przeczytanie? Tak jak w przypadku afer żywnościowych, często bezpośrednim zapalnikiem jest prowokacja. O jednej z nich chciałabym Wam dziś opowiedzieć.
TYTUŁ SZTUKI:                  Sprawa Sokala
OSOBY DRAMATU:           Alan Sokal - profesor fizyki na uniwersytecie w Nowym Jorku;
        Social Text - czasopismo naukowe publikowane przez Duke University Press. Tematem publikacji ukazujących się w Social Texts są zjawiska społeczne i kulturowe, ze szczególnym uwzględnieniem tematyki gender, seksualności, rasizmu i środowiska.
         Paul Gross i Normal Levitt -  autorzy książki Higher Superstition: The Academic Left and Its Quarrels with Science, w której piętnują trend naciągania naukowych teorii na potrzeby uzasadnienia poglądów w sporach ideologicznych
CZAS AKCJI:                       maj 1996
MIJESCE AKCJI:                 środowisko naukowe

AKT 1
Pracownia profesora Sokala. Po godzinach pracy, profesor siedzi przy biurku i zajada kanapki, kontemplując całkiem wesoło treść przeczytanego ostatnio dzieła.
SOKAL: Jak to dobrze, że natrafiłem na książkę Higher Superstition: The Academic Left and Its Quarrels with Science. Paul Gross i Norman Levitt to tęgie głowy, sam Newton by lepiej tego nie powiedział. Poziom obecnego piśmiennictwa naukowego sięga dna, zaangażowani politycznie autorzy piszą wiele, a czytają mało; przekręcą każdą naukową teorię, byle tylko mieć czym poprzeć swoje poglądy polityczno-społeczne. Tak przecież nie może być!
Profesor przeżywa w milczeniu, potakując swoim myślom.
SOKAL: Całkiem inspirująca publikacja, wcale nie żałuję, że tyle nocy nad nią zarwałem, choć nie dotyczy fizyki. A teraz coś mi się widzi, że zarwę kolejne, bo mam pewien szatański plan. Zabieram się do roboty jak tylko skończę jeść tę kanapkę z wołowiną zrobioną z konia. Ale się te pseudonaukowe pismaki zdziwią!
Sokal zjada kanapkę i pochyla się nad stosem papierów, jakby w transie skrobiąc coś w kołozeszycie. Po dłuższej chwili odrywa się od rękopisu.
SOKAL: Ha! „Podobnie jak liberalne feministki często zadowalają się minimalnym zakresem prawnej i społecznej równości kobiet, a w kwestii aborcji - wolnością wyboru, tak również liberalni (a nawet niektórzy socjalistyczni) matematycy często zadowalają się pracą pod hegemonistycznym rygorem Zermelo-Fraenkela (który, w obliczu swych liberalnych dziewiętnastowiecznych korzeni, już zawiera aksjomat równości) uzupełnionym jedynie aksjomatem wyboru”. Czyż to nie jest cudowne? Teraz wystarczy tylko wsadzić do koperty i wysłać wszystko pismakom, niech się głowią nad produktem mojego geniuszu.

AKT 2
Siedziba Social Text, zebranie redakcyjne. Na środku stół, na stole porozrzucane papiery, pokój oświetlony zawieszoną u sufitu żarówką. Wokół stołu redaktorzy ze zbolałymi minami.
REDAKTOR NACZELNY: Czas leci, trzeba  coś zdecydować. Do następnego wydania czasopisma wielu autorów zgłosiło swoje artykuły. Które opublikować, a które odrzucić?
REDAKTOR 2: A może by tak posłać te artykuły do recenzji, niech ktoś powie nam, o co w nich chodzi, skoro sami nie rozumiemy?
REDAKTOR NACZELNY: Towarzysz chyba oszalał! Recenzenci to beton intelektualny, oni nie zrozumieją artyzmu i nowatorstwa naszych publikacji. Moja propozycja jest następująca: liczymy mądre słowa i publikujemy te artykuły, które mają ich najwięcej. Pomożecie?
WSZYSCY: Pomożemy!
W tym momencie światło żarówki zamigotało i zgasło.
REDAKTOR 3: Towarzysze, po ciemku nic nie wskóramy. Co teraz?
REDAKTOR 2: Widzi mi się, że nie pozostaje nic innego, jak drukować wszystko, jak leci.

AKT 3
Akcja toczy się w dzień ukazania się najnowszego wydania Social Text. Redaktor naczelny w swoim domu, czytając gazetę zajada jajka przyprawione solą przemysłową z pobliskiego spożywczaka.
REDAKTOR NACZELNY: O, czy to nie Sokal? Jeden z naszych autorów, proszę bardzo, jak Social Text na tym zyska! Zobaczmy, co piszą….
Redaktor czytana na głos fragment wywiadu.
REDAKTOR NACZELNY: "Mój artykuł to satyra na lewicową obłudę, wyśmiewająca odwołania do prac innych osób pozostających w owym kole wzajemnej adoracji,  górnolotne cytaty oraz zwyczajne bzdury…  wszystko to skonstruowałem w oparciu o wypowiedzi postmodernistów, które w bezrozumny sposób przywołują zagadnienia z dziedziny matematyki i fizyki. Chciałem sprawdzić, czy pismo naukowe wydrukuje artykuł jawnie bezsensowny jeśli a) będzie on brzmiał dobrze i b) będzie schlebiał przekonaniom ideologicznym redaktorów…" CO TO MA ZNACZYĆ? JAK MOŻNA BYŁO Z NAS TAK ZAKPIĆ? ZDJĘCIE SOKALA BEZWARUNKOWO ZAWIŚNIE W REDAKCJI Z DOPISKIEM „TWORÓW TEGO PANA NIE PUBLIKUJEMY”!

W tym miejscu  nasza sztuka dobiega końca, lecz sprawa Sokala na tym etapie dopiero się zaczynała. Sokal na łamach Lingua Franca przyznał, że jego artykuł Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji  pozbawiony jest jakiegokolwiek sensu, przyprawiony za to dużą ilością terminologii specjalistycznej i bezsensownych odwołań do innych publikacji. W odpowiedzi redakcja Social Text tłumaczyła, że prosiła Sokala o poprawki do tekstu, ten jednak odmówił ich naniesienia. Artykuł ostatecznie wydrukowano, a brak recenzji naukowej w Social Text miał według redakcji zapobiec odrzucaniu artykułów sprzecznych z światopoglądem recenzentów. Innymi słowy uważano, że recenzowanie artykułów daje mniejsze szanse na publikację nowatorskim metodom badań i teoriom, ponieważ recenzenci są zbyt konserwatywni. Mimo, że redakcja Social Text nie przyznawała się do błędu i wpisała Sokala na swoją „listę autorów zakazanych”, redaktor naczelny pisma stracił pracę.
Sprawa Sokala wywołała debatę dotyczącą etyki i odpowiedzialności w nauce. Kwestia wiarygodności artykułów oraz kryteriów ich wyboru w redakcjach pism naukowych stała się tematem innych prowokacji, np. Williama Epsteina (na Wikipedii można znaleźć listę ok. 12 podobnych prowokacji). Także w Polsce podniosły się glosy krytyczne w stosunku do twórców i recenzentów. Czy jak w bajce Andersena Nowe szaty króla król jest nagi, a nikt nie ma odwagi mu tego powiedzieć w obawie, że zostanie posądzony o głupotę? Jeśli chcecie przeczytać więcej na ten temat, możecie sięgnąć po książkę Alana Sokala, która w polskim tłumaczeniu ukazała się pod tytułem Modne Bzdury.
Na koniec jeszcze jedna uwaga: daleka jestem od namawiania do niechęci wobec źródeł pisanych. Uważam jedynie, że KAŻDE ŹRÓDŁO jest tworem ludzkim; zatem skoro jeden człowiek je napisał, to inny człowiek może wyrażać wątpliwości w stosunku do jego treści. Tak właśnie rodzi się nauka.

środa, 6 marca 2013

NAUKA W PRAKTYCE: JAK WYKORZYSTAĆ ZDOBYCZE NAUK KOGNITYWNYCH DO POPRAWIENIA JAKOŚCI SWOJEJ PREZENTACJI POWERPOINT?



Przeglądając Internet natrafiłam na ciekawy artykuł Annalee Newitz (link znajduje się na końcu blogonotki). Dotyczy on – jak w tytule – zastosowania odkryć nauk kognitywnych do bardzo praktycznej sprawy, mianowicie organizacji slajdów w prezentacji PowerPoint i jest napisany na podstawie prezentacji badacza Stephena M. Kosslyna z Uniwersytetu Harvarda. Temat wydaje mi się dość aktualny – wielu ludzi na pewnym etapie nauki lub pracy musi przygotować prezentację multimedialną i chciałoby, by była ona ciekawa i angażująca dla naszych słuchaczy. Ponadto wydaje mi się, że wygooglany artykuł to dobry pretekst do „odczarowania” nauki i pokazania, w jaki sposób „wydumane” dla niektórych gałęzie badań mogą przynieść nam praktyczną korzyść. Zacznijmy zatem od początku.


CZYM SĄ NAUKI KOGNITYWNE?

Sięgając do Słownika Języka Polskiego PWN możemy znaleźć definicję słowa „kognitywny”: «mający związek z poznawaniem świata lub badaniem procesów poznawczych». Nauki kognitywne są to zatem nauki zajmujące się badaniem sposobu, w jaki człowiek postrzega świat i w jaki porządkuje oraz przetwarza zdobyte informacje. Przedmiotami zainteresowania dla nauk kognitywnych są postrzeganie, język, pamięć, emocje i rozumowanie (inaczej logiczne myślenie). W zależności od tego, który z wymienionych przedmiotów stanie się głównym tematem badań, można wyróżnić następujące działy w obrębie nauk kognitywnych: psychologię poznawczą, neurobiologię, filozofię umysłu, sztuczną inteligencję, logikę, fizykę i językoznawstwo kognitywne. Wspólnym celem tych wszystkich dziedzin jest zrozumienie sposobu, w jaki funkcjonuje człowiek. Jeśli chodzi o mnie, to nie przepadam za utylitarnym podejściem do wiedzy – w moim przekonaniu samo poznanie sposobu funkcjonowania człowieka, możliwości naszego umysłu jest wartością samą w sobie; cudem, nad którym warto się pochylić i który jeszcze nie raz szczerze nas zadziwi. Niemniej praktyczne zastosowania zdobyczy nauk kognitywnych są niezliczone. Ograniczę się tu do wymienienia tylko kilku z nich: rozwijanie sztucznej inteligencji, projektowanie bardziej efektywnych metod nauczania, czy też bardziej przekonujących sposobów zwracania się do odbiorcy – w reklamie, polityce, czy też biznesie.

JAK SIĘ MAJĄ NAUKI KOGNITYWNE DO PREZENTACJI POWERPOINT?

Jak już wspomniałam, w polu zainteresowań nauk kognitywnych zajmuje się postrzeganie i przetwarzanie informacji. Można z tego wysnuć wniosek, że nauki kognitywne powinny pomóc nam odpowiedzieć na pytanie, co i jak przedstawić na slajdach, aby odbiorca naszej prezentacji jak najwięcej zrozumiał i zapamiętał. Rzeczywiście, Kosslyn podaje 4 złote zasady organizacji świetnych prezentacji PowerPoint.
1. The Goldilocks Rule ("Nie wszystko złoto, co się świeci”) – umieszczaj na slajdzie tyko tyle informacji, ile naprawdę jest potrzebne słuchaczom w formie wizualnej do zrozumienia Twojego przemówienia. Jako przykład Kosslyn podaje prezentację cen nieruchomości – w jednej wersji slajdu mamy 10 kwot prezentujących zmianę cen na przestrzeni lat, a w drugiej tyko kwotę najwyższą („historycznie”) i obecną cenę. Na potrzeby prezentacji dotyczącej obecnego stanu cen nieruchomości druga, „uboższa” wersja slajdu jest lepsza.
2. The Rudolph Rule ("Renifer Rudolf") – tak, jak Renifer Rudolf wyróżniał się swoim czerwonym nosem, tak ważne informacje w Twojej prezentacji powinny wyróżniać się graficznie. Możesz to zrobić za pomocą kolorowej czcionki, podkreślenia, obramowania, prezentacji w grafie etc. Jako przykład Kosslyn pokazał pokrojoną pizzę, w której jeden kawałek był lekko wysunięty – to ten kawałek przyciągnął wzrok publiczności dowodząc, że nawet drobne różnice pozwalają na skupienie uwagi słuchacza w wybranym przez nas miejscu.
3. The Rule of Four ("Czterej Pancerni") – nigdy nie prezentuj słuchaczom więcej niż czterech informacji na raz. Umysł ludzki jest w stanie przetwarzać jedynie (lub aż!) cztery informacje graficzne  w tym samym czasie. Nie chodzi o to, że słuchacze nie będą w stanie myśleć o np. pięciu rzeczach na raz; chodzi jedynie o to, że prezentując na slajdzie w formie graficznej więcej niż 4 informacje sprawisz, że słuchacze będą mieli wrażenie chaosu i „przestaną ogarniać” Twój wywód, czego z pewnością wolisz uniknąć.
4. The Birds of a Feather Rule ("Ciągnie Swój do Swego") – jeśli chcesz, by słuchacze postrzegali wybrane element prezentacji jako grupę (np. przedstawiasz produkty różnych kategorii i chcesz zaznaczyć, które produkty nalezą do której z nich), oznacz je tym samym kolorem lub kształtem. Umysł postrzega rzeczy podobne kolorem lub kształtem jako jedną grupę. Wykorzystanie tej zasady może oznaczać potrzebę reorganizacji danych na slajdzie.
Na koniec Annalee Newitz zwraca jeszcze uwagę na nazwy zasad, które zostały wymyślone zgodnie z regułami przyswajania informacji – łatwiej nam zapamiętać nową koncepcję, jeśli jej nazwa nie jest dla nas nowa.

Zasady prezentowane przez Kosslyn wydają się być intuicyjne, z doświadczenia wiem jednak, że wiele osób nie przestrzega ich w praktyce. W miniony weekend (01-02.03.1013) miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji Linguistic Shanpshots: Language and Cognition 2 organizowanej przez Instytut Języka Angielskiego Uniwersytetu Śląskiego. W czasie sesji wysłuchałam wiele ciekawych referatów, spośród których część zilustrowana była beznadziejnymi prezentacjami Power Point – był natłok informacji, nieprzejrzysta czcionka (zbyt mała lub zbyt gęsta), chaotyczna grafika. Nagminne wydaje się umieszczanie całych akapitów na slajdach i odczytywanie ich treści podczas prezentacji. Słuchacz, zamiast koncentrować się na przemówieniu, stara się podzielić uwagę pomiędzy mówcę i treść slajdu, co już samo w sobie nie wróży dobrze dla jakości przekazu. Sama w kwestii organizacji slajdów „nie jestem święta”, więc zasady Kosslyn na pewno przydadzą mi się w praktyce.

Na koniec jeszcze kilka linków: 
 Artykuł Annalee Newitz 
Zakład Badawczy Stephena Kosslyna 
Bank prezentacji multimedialnych – super sprawa dla inspiracji graficznej, przy okazji ciekawa treść http://www.slideshare.net/