środa, 13 marca 2013

KRÓL JEST NAGI – CZYLI SŁÓW KILKA O TYM, CZY MOŻNA BEZGRANICZNIE UFAĆ ŹRÓDŁOM PISANYM



Często spotykam się, szczególnie wśród uczniów, z bezkrytycznym podejściem do źródeł pisanych (w przypadku języka obcego często pada stwierdzenie „ale w słowniku było takie słowo”). Z jednej strony, intuicyjnie, wydaje się to uzasadnione – to w książkach szukamy wiedzy, a zaglądając do podręcznika czy monografii zakładamy, że autor – zajmujący się  tematem dłużej niż my –lepiej zna się na rzeczy. Uznajemy, że skoro ktoś daną książkę wydał, to musiała być ona sprawdzona np. przez recenzenta, zatem treść jest godna zaufania. Słowo pisane, a następnie wydrukowane i wydane przybiera aureolę nieomylności, budząc zaufanie wśród czytelników. To trochę jak z żywnością – gdy kupujemy w sklepie jedzenie, zakładamy, że spełnia ono normy bezpieczeństwa, skoro zostało dopuszczone do obiegu. Mimo tego od czasu do czasu w mediach przetaczają się afery żywnościowe – a to sól przemysłowa sprzedawana jako spożywcza, a to mięso wołowe z koniny.
Czy podobnie jest w świecie nauki?
Nie.
Czy dlatego, że publikacje zawsze są wartościowe i nie ma „materiału” na aferę?
Nie.
W takim razie dlaczego?
Ano dlatego, że nauka nie jest tak nośnym tematem i osób zainteresowanych nią jest mniej niż konsumentów tatara czy soli.
Skandale radzące się w świecie naukowym często w świecie naukowym pozostają, nie wychodząc poza krąg zainteresowanych. Myślę, że jest to naturalne, a  dla aktywnego naukowo autora kompromitacja w środowisku naukowym jest równie gorzka, jak dla uznanego producenta żywności afera z mediach. Skala zainteresowania w obu przypadkach jest inna, ale konsekwencje i przyczyny mogą być całkiem podobne. Jeśli chodzi o konsekwencje, nietrudno je sobie wyobrazić – wykluczenie, utrata wiarygodności i dobrego imienia, spadek sprzedaży/ilości cytowań. Co natomiast otwiera nam oczy na to, że król jest nagi i publikacja naukowa nie jest warta nawet czasu poświęconego na jej przeczytanie? Tak jak w przypadku afer żywnościowych, często bezpośrednim zapalnikiem jest prowokacja. O jednej z nich chciałabym Wam dziś opowiedzieć.
TYTUŁ SZTUKI:                  Sprawa Sokala
OSOBY DRAMATU:           Alan Sokal - profesor fizyki na uniwersytecie w Nowym Jorku;
        Social Text - czasopismo naukowe publikowane przez Duke University Press. Tematem publikacji ukazujących się w Social Texts są zjawiska społeczne i kulturowe, ze szczególnym uwzględnieniem tematyki gender, seksualności, rasizmu i środowiska.
         Paul Gross i Normal Levitt -  autorzy książki Higher Superstition: The Academic Left and Its Quarrels with Science, w której piętnują trend naciągania naukowych teorii na potrzeby uzasadnienia poglądów w sporach ideologicznych
CZAS AKCJI:                       maj 1996
MIJESCE AKCJI:                 środowisko naukowe

AKT 1
Pracownia profesora Sokala. Po godzinach pracy, profesor siedzi przy biurku i zajada kanapki, kontemplując całkiem wesoło treść przeczytanego ostatnio dzieła.
SOKAL: Jak to dobrze, że natrafiłem na książkę Higher Superstition: The Academic Left and Its Quarrels with Science. Paul Gross i Norman Levitt to tęgie głowy, sam Newton by lepiej tego nie powiedział. Poziom obecnego piśmiennictwa naukowego sięga dna, zaangażowani politycznie autorzy piszą wiele, a czytają mało; przekręcą każdą naukową teorię, byle tylko mieć czym poprzeć swoje poglądy polityczno-społeczne. Tak przecież nie może być!
Profesor przeżywa w milczeniu, potakując swoim myślom.
SOKAL: Całkiem inspirująca publikacja, wcale nie żałuję, że tyle nocy nad nią zarwałem, choć nie dotyczy fizyki. A teraz coś mi się widzi, że zarwę kolejne, bo mam pewien szatański plan. Zabieram się do roboty jak tylko skończę jeść tę kanapkę z wołowiną zrobioną z konia. Ale się te pseudonaukowe pismaki zdziwią!
Sokal zjada kanapkę i pochyla się nad stosem papierów, jakby w transie skrobiąc coś w kołozeszycie. Po dłuższej chwili odrywa się od rękopisu.
SOKAL: Ha! „Podobnie jak liberalne feministki często zadowalają się minimalnym zakresem prawnej i społecznej równości kobiet, a w kwestii aborcji - wolnością wyboru, tak również liberalni (a nawet niektórzy socjalistyczni) matematycy często zadowalają się pracą pod hegemonistycznym rygorem Zermelo-Fraenkela (który, w obliczu swych liberalnych dziewiętnastowiecznych korzeni, już zawiera aksjomat równości) uzupełnionym jedynie aksjomatem wyboru”. Czyż to nie jest cudowne? Teraz wystarczy tylko wsadzić do koperty i wysłać wszystko pismakom, niech się głowią nad produktem mojego geniuszu.

AKT 2
Siedziba Social Text, zebranie redakcyjne. Na środku stół, na stole porozrzucane papiery, pokój oświetlony zawieszoną u sufitu żarówką. Wokół stołu redaktorzy ze zbolałymi minami.
REDAKTOR NACZELNY: Czas leci, trzeba  coś zdecydować. Do następnego wydania czasopisma wielu autorów zgłosiło swoje artykuły. Które opublikować, a które odrzucić?
REDAKTOR 2: A może by tak posłać te artykuły do recenzji, niech ktoś powie nam, o co w nich chodzi, skoro sami nie rozumiemy?
REDAKTOR NACZELNY: Towarzysz chyba oszalał! Recenzenci to beton intelektualny, oni nie zrozumieją artyzmu i nowatorstwa naszych publikacji. Moja propozycja jest następująca: liczymy mądre słowa i publikujemy te artykuły, które mają ich najwięcej. Pomożecie?
WSZYSCY: Pomożemy!
W tym momencie światło żarówki zamigotało i zgasło.
REDAKTOR 3: Towarzysze, po ciemku nic nie wskóramy. Co teraz?
REDAKTOR 2: Widzi mi się, że nie pozostaje nic innego, jak drukować wszystko, jak leci.

AKT 3
Akcja toczy się w dzień ukazania się najnowszego wydania Social Text. Redaktor naczelny w swoim domu, czytając gazetę zajada jajka przyprawione solą przemysłową z pobliskiego spożywczaka.
REDAKTOR NACZELNY: O, czy to nie Sokal? Jeden z naszych autorów, proszę bardzo, jak Social Text na tym zyska! Zobaczmy, co piszą….
Redaktor czytana na głos fragment wywiadu.
REDAKTOR NACZELNY: "Mój artykuł to satyra na lewicową obłudę, wyśmiewająca odwołania do prac innych osób pozostających w owym kole wzajemnej adoracji,  górnolotne cytaty oraz zwyczajne bzdury…  wszystko to skonstruowałem w oparciu o wypowiedzi postmodernistów, które w bezrozumny sposób przywołują zagadnienia z dziedziny matematyki i fizyki. Chciałem sprawdzić, czy pismo naukowe wydrukuje artykuł jawnie bezsensowny jeśli a) będzie on brzmiał dobrze i b) będzie schlebiał przekonaniom ideologicznym redaktorów…" CO TO MA ZNACZYĆ? JAK MOŻNA BYŁO Z NAS TAK ZAKPIĆ? ZDJĘCIE SOKALA BEZWARUNKOWO ZAWIŚNIE W REDAKCJI Z DOPISKIEM „TWORÓW TEGO PANA NIE PUBLIKUJEMY”!

W tym miejscu  nasza sztuka dobiega końca, lecz sprawa Sokala na tym etapie dopiero się zaczynała. Sokal na łamach Lingua Franca przyznał, że jego artykuł Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji  pozbawiony jest jakiegokolwiek sensu, przyprawiony za to dużą ilością terminologii specjalistycznej i bezsensownych odwołań do innych publikacji. W odpowiedzi redakcja Social Text tłumaczyła, że prosiła Sokala o poprawki do tekstu, ten jednak odmówił ich naniesienia. Artykuł ostatecznie wydrukowano, a brak recenzji naukowej w Social Text miał według redakcji zapobiec odrzucaniu artykułów sprzecznych z światopoglądem recenzentów. Innymi słowy uważano, że recenzowanie artykułów daje mniejsze szanse na publikację nowatorskim metodom badań i teoriom, ponieważ recenzenci są zbyt konserwatywni. Mimo, że redakcja Social Text nie przyznawała się do błędu i wpisała Sokala na swoją „listę autorów zakazanych”, redaktor naczelny pisma stracił pracę.
Sprawa Sokala wywołała debatę dotyczącą etyki i odpowiedzialności w nauce. Kwestia wiarygodności artykułów oraz kryteriów ich wyboru w redakcjach pism naukowych stała się tematem innych prowokacji, np. Williama Epsteina (na Wikipedii można znaleźć listę ok. 12 podobnych prowokacji). Także w Polsce podniosły się glosy krytyczne w stosunku do twórców i recenzentów. Czy jak w bajce Andersena Nowe szaty króla król jest nagi, a nikt nie ma odwagi mu tego powiedzieć w obawie, że zostanie posądzony o głupotę? Jeśli chcecie przeczytać więcej na ten temat, możecie sięgnąć po książkę Alana Sokala, która w polskim tłumaczeniu ukazała się pod tytułem Modne Bzdury.
Na koniec jeszcze jedna uwaga: daleka jestem od namawiania do niechęci wobec źródeł pisanych. Uważam jedynie, że KAŻDE ŹRÓDŁO jest tworem ludzkim; zatem skoro jeden człowiek je napisał, to inny człowiek może wyrażać wątpliwości w stosunku do jego treści. Tak właśnie rodzi się nauka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz